O postępie

W „Science” ukazały się wczoraj wyniki badań, z których wynika, że współczesne zachowania stały się u ludzi powszechne dopiero, gdy osiągnięta została odpowiednia gęstość zaludnienia.

Idea, że demografia ma wpływ na rozwój ludzkich zachowań, nie jest nowa. Teraz jednak naukowcy wsparli ją modelami komputerowymi, do których wykorzystali dane uzyskane dzięki genetyce i archeologii.

Badania miały pomóc w znalezieniu odpowiedzi na nękające naukę od dawna pytanie dlaczego Homo sapiens, którzy pojawili się jakieś 200 tys. lat temu, nie byli początkowo tacy jak my pod względem intelektualnym, choć anatomicznie byli prawie tacy sami. Nie tworzyli ozdób, dzieł sztuki, zaawansowanych technologicznie narzędzi, itp.

Pierwsze w miarę wyraźne ślady takich zachowań pojawiają się dopiero około 90 tys. lat temu w Afryce, a naprawdę duży ich rozwój widać dopiero około 45-40 tys. lat temu w Europie.

Wielu naukowców tłumaczyło to pojawienie się współczesnych zachowań zmianami genetycznymi, które „unowocześniły” nasze mózgi.

Jednak według trzech brytyjskich naukowców, autorów pracy w „Science”, współczesne zachowania pojawiły się nie dzięki zmianom genetycznym, ale dzięki odpowiedniej gęstości zaludnienia.

Dzięki genetyce brytyjscy naukowcy uzyskali przybliżone informacje o liczebności ludzkich populacji w określonych rejonach świata dziesiątki tysięcy lat temu, a archeologia dostarczyła im przykładów współczesnych zachowań. Za pomocą tych danych ustalili, że nowowczesne zachowania pojawiały się zawsze po osiągnięciu odpowiedniej gęstości zaludnienia, albo odpowiedniego poziomu migracji między poszczególnymi grupami ludzi. Co więcej zachowania takie potrafiły zaniknąć, gdy gęstość ludności zmalała.

Jak to działa w praktyce? W każdej grupie może się zdarzyć jednostka, która wymyśli jakąś innowację. 100 tys. lat temu takimi innowacjami było zdobienie ciała, wprowadzenie lepszych narzędzi, ozdób, czy broni miotanej. Jednak przy małej gęstości zaludnienia i znikomych kontaktach między grupami ludzi innowacje nie rozprzestrzeniają się i łatwo mogą zniknąć.

Gdy osiągnięta zostanie odpowiednia gęstość zaludnienia, rozprzestrzenianie się innowacji staje się dużo łatwiejsze, a im więcej ludzi zaadoptuje określone zachowanie (zdobienie ciała, wyrób określonych narzędzi), tym większa szansa, że innowacja nie zaginie.

Na podstawie Live Science/Yahoo. Abstrakt materiału w Science.

Przeprowadzone symulacje są z pewnością bardzo niedoskonałe. Dane genetyczne i archeologiczne mogą bowiem być obarczone bardzo wieloma błędami. W przypadku archeologii trzeba np. pamiętać o tym, że liczba i rozmieszczenie odkrytych przez nas zabytków niekoniecznie musi prawidłowo odzwierciedlać dawną rzeczywistość. Ślady pewnych społeczności mogły np. w ogóle nie przetrwać. Jednak ogólna logika hipotezy trójki Brytyjczyków jest moim zdaniem całkowicie słuszna. Przy czym sądzę, że istotna jest nie tylko sama gęstość zaludnienia, ale możliwości przekazywania wiedzy. W zasadzie śmiem twierdzić, że ta druga kwestia jest dużo ważniejsza, a co istotne zależy ona nie tylko od gęstości zaludnienia.

W czasach prehistorycznych łowców-zbieraczy wiedza w danej grupie była przekazywana z pokolenia na pokolenie ustnie, a może wcześniej nawet tylko manualnie. Do innych grup trafiała jedynie, gdy doszło między nimi do kontaktu.

Większa gęstość zaludnienia zwiększała prawdopodobieństwo spotkania się grup. Gdy w danej grupie ktoś wymyślał jakieś lepsze rozwiązanie, to szybko adaptowały je inne. Oczywiście wiele zależy tu od technologicznej komplikacji rozwiązania. Łatwo skopiować od innej grupy noszenie strzał w kołczanie zamiast w ręce. Dużo trudniej domyśleć się, jak zrobiła klej, którym przymocowała kamienne ostrza do drzewca.

Moim zdaniem im więcej jest ludzi, między którymi krążą informacje, tym postęp staje się szybszy. Wzrasta bowiem prawdopodobieństwo, że jakieś nowe świetne rozwiązanie trafi do osoby, która będzie miała pomysł, by uczynić je jeszcze lepszym, bądź zastosować je w nowatorski sposób. Tak usprawnione trafi do kolejnej osoby, która wpadnie na jeszcze inny pomysł, i tak dalej, i tak dalej.

Z czasem mogły zrodzić się centra rozprowadzania innowacji. Niektórzy naukowcy podejrzewają np., że prehistoryczne sanktuarium w Göbekli Tepe mogło mieć wpływ na szybkie rozprzestrzenienie sie uprawy pszenicy na Bliskim Wschodzie około 10 tys. lat temu. Mogli bowiem przybywać do niego ludzie z dość dużego obszaru, a badania genetyczne wykazały, że pszenica pochodzi od dzikich roślin rosnących w tym samym rejonie Turcji, w którym jest Göbekli Tepe.

Teoria o wpływie gęstości zaludnienia na postęp świetnie pasuje też do powstania cywilizacji. W Starym Świecie rodziły się one w dolinach wielkich rzek. Pogorszenie klimatu około 6000 lat temu zapędziło mieszkańców Sahary do doliny Nilu a Bliskiego Wschodu nad Eufrat i Tygrys. W ten sposób jeszcze bardziej wzrosła gęstość zaludnienia i łatwość rozpowszechniania się innowacji. Wkrótce tereny te dają nam dwie pierwsze cywilizacje, które w stosunkowo krótkim czasie tworzą świat prawie taki, jak nasz. Z miastami, administracją, złożoną strukturą społeczną, rozwiniętym rzemiosłem, a także prawem i pismem. Ten ostatni wynalazek dodatkowo ułatwił przekazywanie wiedzy. Teraz bowiem uczeń nie musiał osobiście spotkać nauczyciela, a genialne rozwiązania jednej osoby mogły trochę łatwiej trafić do kogoś, kto mógł je rozwinąć.

Jednak przez bardzo długi czas pismo nie gwarantowało zachowania wiedzy i tylko nieznacznie ułatwiało jej rozprzestrzenianie się. Nawet jeśli ktoś zapisał swoje innowatorskie pomysły czy odkrycia, to nie oznaczało to, że trafią one kiedyś do osoby potrafiącej je rozwinąć, czy choćby tylko zastosować. Zazwyczaj bowiem były jedynie na jednej kopii dokumentu, który leżał gdzieś w bibliotece bądź świątyni. Tak utrwalona wiedza zawarta w dokumentach trafiała tylko do nielicznych, którzy nie dość, że potrafili czytać, to jeszcze byli w tym samym miejscu, co dokument. Co prawda dokument można było kopiować, ale było to bardzo pracochłonne i kosztowne.

Dlatego właśnie mocno już rozwinięta wiedza Greków i Rzymian w ogromnym stopniu wyszła z użycia, gdy zawalił się starożytny świat. Dlatego też nikt nie podchwycił pomysłu Herona z banią kręcącą się dzięki parze i nie stworzył starożytnych maszyn parowych. Dlatego też świat zapomniał o takich niesamowicie zaawansowanych urządzeniach jak mechanizm z Antykithiry.

Kolejny wielki skok ludzkości następuje wraz z pojawieniem się druku. Kopiowanie dokumentów stało się dużo łatwiejsze i wiedza zaczęła się coraz szybciej rozprzestrzeniać. Prawdopodobieństwo, że dana innowacja trafi do osoby, która będzie potrafiła ją rozwinąć, wzrosło w sposób niewyobrażalny. Postęp znacznie przyspieszył.

Kolejna faza to pojawienie się współczesnych środków łączności: radia, telegrafu, telefonu i przekształcanie się świata w globalną wioskę. Ostatnim i niezwykle cennym „dopalaczem” postępu jest internet. Dzięki tym narzędziom postęp stał się szybki, jak nigdy dotąd. Czyjaś innowacja może nawet w kilka sekund trafić do kogoś, kto ją rozwinie i to nawet, jeśli ta osoba jest na zupełnie innym kontynencie. W wirtualnym sensie gęstość zaludnienia wzrosła do 7 miliardów ludzi na jedną jaskinię. Wszyscy staliśmy się jedną grupą.

Efekty tego są niesamowite. Postęp stał się tak szybki, że codzienność może zmieniać się w ogromny sposób już nawet nie w ciągu życia jednej osoby, ale kilka razy w ciągu jej życia. Są jeszcze na świecie ludzie, którzy rodzili się w czasach, gdy nie było radia i telewizji, o komputerach nie wspominając. Gdy wchodziłem w dorosłość mało kto w Polsce wiedział o internecie, a komórki mieli tylko nieliczni bogacze. Gdy zacząłem korzystać z internetu nie było mowy o tym, by komuś przesłać piosenkę na maila, strony otwierały się czasami kilka minut, a filmiki były malutkie, arcypodłej jakości, wymagały instalowania odtwarzaczy i jeśli w ogóle się uruchomiły, to i tak co chwilę się zacinały. Strach pomyśleć co będzie, gdy zacznę życie emeryta :).

~ - autor: Wojciech Pastuszka w dniu 6.06.2009.

Komentarzy 37 to “O postępie”

  1. Odnośnie kwestii przenoszenia się wynalazków… Większe szanse miały wynalazki mające bezpośredni wpływ na kwestię przetrwania grupy niż wynalazki „artystyczne”. Przykładowo w grupie 40 osób było 20 mężczyzn. Jeden wynalazł łuk, reszta szybko skopiowała widząc bezpośrednią skuteczność. A strzelać można i małpę nauczyć w dwa tygodnie ;) Z kolei trwałe wynalazki artystyczne nie miały aż tak bezpośredniego wpływu na przeżycie (co miało znaczenie w pierwszej kolejności) i do nich trzeba było mieć odpowiedni artystyczny talent. Ile osób obdarzonych talentem mogło być w takiej grupie? Jedna?? Może dwie? Nawet zakładając, że taki artysta też chodził na polowania i spotykał innego artystę z innej grupy małe miał szanse na przekazanie mu pomysłu… A jeśli na polowania nie chodził (kobieta) to te szanse znacznie malały. Taki artysta mógł w swoim krótkim życiu nigdy nie spotkać innego artysty. Stąd dopiero w odpowiednim zagęszczeniu artyści mogli się spotykać, wymieniać poglądy i metody. Z kolei taka koncentracja ludzi była możliwa dopiero wtedy, gdy warunki nie absorbowały całkowicie grupy do przezycia.
    Tak mi się wydaje.

  2. Warto przypomnieć sobie, że współczesne pojęcie sztuki (i związane z nim pojęcie artysty) to idea całkiem nowa. Sztuka miała jeszcze do niedawna przeznaczenie bardzo użytkowe, wręcz praktyczne. Ewentualnie była formą ekspresji religijnej, wiązała się z kultem. A kult, w ludzkiej kulturze to rzecz nagminna. Sztuka (i inne idee) bez wątpienia świetnie rozprzestrzeniała się w powiązaniu z kultem.
    Generalnie to jest pytanie o to jak rozprzestrzeniała się kultura. Prób wyjaśnienia tegoż zagadnienia jest wiele. Od paranaukowych (jak dawkinsowe memy), po nieco bardziej erudycyjne. Pomysł demograficzny jest, jak zauważył Wojtek, fajny, ale nie wyczerpuje zagadnienia. Czynników powodujących rozprzestrzenianie idei jest zdecydowanie więcej. Ważne są oczywiście metody przekazywania informacji (dlaczego np. Lutra uważamy za ojca reformacji? miał „fart”, którego nie mieli poprzednicy: Hus, Wiklef, Piotr Waldo, w międzyczasie wymyślono druk), ale to chyba też nie wszystko. Tych czynników jest wiele: od wpływu środowiska (choć z determinizmem bym nie przesadzał), po charakter wcześniej przyjętych głównych idei (paradygmatów), np. religii. Bałbym się określać, który był najważniejszy. Sądzę też, że komputerowe modele mają w tym zakresie dość ograniczone zastosowanie. W końcu wynik takiej analizy zależy od założeń twórcy modelu i wprowadzonych danych (zwykle przecież też wyselekcjonowanych na podstawie konkretnych założeń). Kulturę chyba słabo opisuje się językiem matematyki.

  3. Obecnie podstępną stroną postępu jest np. to, że można łatwo znaleźć informację jak zrobić prosty licznik geigera-müllera i też względnie łatwo odszukać jak zdiełać ‚prostą’ bombę atomową.

    A ja na przekór postępowi nie używam komórki – telefonu mikrofalowego. Warto dowiedzieć się na temat technologii, którą się używa nieco więcej niż karmią lud ogromne koncerny kasossące.

    Przykład obecnej innowacji (Internet) w rekonstruowaniu przedchrystusowej innowacji – baterii bagdadzkiej -> http://www.instructables.com/id/Building_a_quotBaghdad_Batteryquot/

    • Swego czasu za szkodliwe uważaono koleje żelazne, pralkę czy samochód. Z drugiej strony, nieużywanie telefonu komórkowego nie oznacza, że nie jest się w zasięgu fal radiowych. Co więcej, pole, jakie wytwarza współczesny telefon komórkowy jest słabsze, niż np. pole wytwarzane przez lampę elektronową w koneskopie. Tak więc to, co wytwarza komórka jest tak znikome w szumie ogólnego tła (telewizja, radio, cb radio, gps, propmieniowanie tła, bts, kuchenki mikrofalowe), że jest to niemal pomijalne. Tak więc trzeba też poczytać nie tylko n/t pojedynczej technologii, ale i na temat szerszego kontekstu, niż tylko filmik na YT, w którym trzech młodzianów zapala zapałkę trzema telefonami, co wcale prawdą być nie musi. Szersze poczytanie też o promieniowaniu podpowie CI, że wbrew pozorom zwiększone dawki promieniowania twardego, czy rentgenowskiego, otrzymywane przez długi czas przez radiologów powodują uodpornienie się na skutki tego promieniowania w znacznie wyższym zakresie niż u ludzi nie mających styczności z takim promieniowaniem.
      Głoszenie zatem, że komórki są wszelakim złem , podkreślająć, że „warto poczytać” jest zabobonem. Warto bowiem… poczytać, że komórki istnieją u nas od ponad 10 lat, na świecie dłużej i tak naprawdę przez ten okres nigdzie nie stwierdzono jednoznacznie, że to komówrki właśnie szkodzą. Podawanie przykłądu przez Ciebie w taki sposób, jak to zrobiłaś/zrobiłeś, jest niczym innym jak sianiem defetyzmu. Ciekawe, z jaką argumentacją używasz bądź nie używasz innych zdobyczy cywilizacji: własnie pralki i proszku, samochodu, tramwaju, radia czy telewizji, KOMPUTERA, światła (w tym świetlówek) etc etc…

  4. @śnieguliczka. Wiedza o konstruowaniu bomby atomowej nie jest wbrew pozorom taka groźna, bo wyprodukowanie tej bomby wymaga dość sporej infrastruktury i zasobów ludzkich. Jeśli ktoś dysponuje takimi zasobami, to know how nie bedzie szukał w Internecie.

    Co do samego postępu, to tak różowo nie jest. Wprowadzono przesadnie długie patenty, a kolejne pomysły na rozwój techniczny okazują się coraz bardziej pracochłonne. Tym samym więc wymagają możnego sponosora. Osobiście mam kiepskie zdanie na temat kierunku w którym możni sponsorzy zechcieliby prowadzić rozwój techniki.

    • Racja. Np. Iran raczej nie korzysta z know-how’ów z internetu. Ale brudną bombę/bombkę jest już dla zwykłego/terrorystycznego śmiertelnika trochę łatwiej niestety stworzyć: http://www.amazon.com/gp/product/B000796XXM/ lub http://www.unitednuclear.com/high.htm . :(

      • Widać, jak mocno przebijają w poglącach te programy informacyjne. Nie znaczy, że jak Ameryka źle żyje z Iranem, to jest on wrogiem całego świata (oczywiście razem z Koreą Północną). Próby jądrowe też mieli za sobą Amerykanie i to takie, że ho ho… aż ludziom się stawały od tego w oczach jakieś UFA :).

      • Terroryści mają przeważnie państwoych sponsorów, nieraz z tajnych służb zupełnie „niewinnych” państw (od carskiej ochrany po współczesne demokracje). Wejdź na hasło w wikipedii zatytułowane „gladio” albo „lavon affair” – to chyba najmniej kontrowersyjne pozycje, w miarę przystępne dla osoby mentalnie tkwiącej w wizji opiekuńczego rządu.

  5. Badnia dotyczyly rzeczy wg mnie raczej oczywistych, ktore pzeliczono i sprawdzono. Troche tak ja z jablkiem Newtona.

  6. Refleksje Autora bloga na temat postępu skupiają się na wytworach kultury, bo te są najbardziej uchwytne. Równie istotne jednak są pewne czynniki światopoglądowe, które wpływają na gotowość społeczeństw do korzystania z z takich wynalazków i nie uznawania ich za przejaw zła ;) Niewykluczone jednak, że w czasach prehistorycznych taka chęć stosowania nowych, ułatwiających życie rozwiązań była u ludzi zupełnie naturalna. Dopiero później cywilizacja (rozumiana szeroko) wpłynęła na to, że pewne rzeczy zaczęto postrzegać jako zakazane i niechętnie patrzono na zmiany.

    • niewykluczone, że dopóki dany wynalazek NIE WYDAJE SIĘ wywracać do góry światopoglądu oraz stosunków społecznych od razu po zastosowaniu (np. jego stosowanie nie wymaga od razu porzucenia pewnego nakazu religijnego, zaniechania ulubionego święta czy dorocznych wizyt u sąsiadów za górką), światopogląd nie powinien mu w ogóle przeszkadzać. Ot, inkorporuje się technikę do już istniejącego systemu. Oczywiście każdy wynalazek w dłuższej perspektywie może przetransformować całą kulturę (wtedy jest już za późno na opamiętanie :-), ale w tamtych czasach nikt nie patrzył tak perspektywicznie w chwili jego przyjęcia – patrzył raczej na doraźne korzyści.

      dla tych co uważają, że zaproponowany model jest całkowicie błędny (i prowadzi do fałszywych wniosków) mam pomysł – wykażcie gdzie są te błędy (w założeniach, w algorytmach, na ile te założenia rzeczywiście obciążają wniosek, a nie dodają tylko trochę „niedokładności”). Chodzi tu tylko o „odfiltrowanie” kluczowych czynników (lub jednego), nie zaś o dokładne opisanie historii ludzkości.

  7. b. ciekawy temat, który zapewne za chwilę „rozkwitnie” w liczne wątki poboczne :)
    .
    potrzeba kontaktów i wymiany informacji wydaje się bardzo archaicznym elementem kultury – być może wynika nawet z samej istoty kultury. Ciekawe, że w owa wymiana mogła dotyczyć nie tylko wzorców zachowań czy nowinek technologicznych, ale i „dóbr”, o których uczestnicy „wymiany” w istocie nie mieli pojęcia – a mianowicie informacji genetycznej. W tych bowiem kategoriach można chyba rozpatrywać np. gościnność Innuitów obejmującą również użyczenie gościowi własnej żony.
    .
    niezależnie od sposobu realizacji czy zakresu wymiany informacji i tak kwestią najważniejszą jest samookreślenie oraz określenie relacji (jednostki, grupy) do otoczenia (innych jednostek i grup). Charakter tych relacji ułatwia/umożliwia/utrudnia/uniemożliwia kontakty, a więc i wymianę informacji. Tutaj można byłoby się pochylić np. nad etnonimami wewnętrznymi i zewnętrznymi i definiowanym przez nie oglądem siebie i świata.
    .
    Zagadnienia kontaktów w kulturze są rozpatrywane również przez archeologów, i to na szczęście również w sposób odbiegający od skartowania „obcych” znalezisk i wyznaczenia „szlaku handlowego” ;)
    O relacjach „świata własnego” ze „światem innych” i „światem obcych” bardzo ciekawie pisze Neustupny. O znaczeniu kontaktów w kształtowaniu kultur epoki brązu i wczesnej epoki żelaza, a także o katastrofie związanej z pojawieniem się żelaza mówi Harding. Itd., itp.
    .
    Ogólnie wydaje się jednak, że sytuacja nie jest tak „liniowa” (czy może raczej „wykładnicza”), jak opisuje to Wojciech. Nie bez przyczyny jakiś czas temu stworzono pojęcie „bomby informacyjnej”. Oczywiście nadmiar informacji (i związany z tym brak możliwości zarządzania nią, przyswajania i wykorzystywania) nie dotyczył społeczności pradziejowych, ale już przenoszenie idei Brytyjczyków w czasy nowożytne i współczesne może być bardzo dyskusyjne.

  8. Postęp zachodzi również w ortografii, gramatyce, stylistyce i logice :-))

    http://stwarzanie.wordpress.com/2009/05/01/ewolucjonizm-falszerstwa-i-czynnik-ludzki/#comment-385

    co do uwagi homo lupus – oczywiście, że zależność nie jest liniowa, na co zresztą wskazuje cytowany artykuł z „Science” i sama zagadka, na którą odpowiedzieć miały właśnie te badania – dlaczego przez tysiące lat wszystko stało w miejscu, a potem ruszyło z kopyta. Zależność w dłuższym przedziale czasu nie jest nawet wykładnicza, choć jak się patrzy na ostatnie 200-500 lat, istotnie tak się wydaje. Ma ona raczej charakter progowy – po przekroczeniu pewnego zagęszczenia populacji („gdzie nie spluniesz tam sąsiad”) postęp zaczyna walić jak głupi w górę.

    @gunther

    nie sądzę, żeby modelowanie matematyczne było bezużytecznym narzędziem do analizy niektórych zmian kulturowych. Odrzucanie go A PRIORI bo jest się przekonanym, że „model jest nieodwracalnie obarczony subiektywnymi założeniami swego twórcy” więc jest do bani. Rozprzestrzenianie się informacji i jej materialnych przejawów jest procesem ujmowalnym ilościowo, a tam gdzie mamy do czynienia z procesami ilościowymi, oczywistym jest zastosowanie matematyki – to pierwsze narzędzie, które się nasuwa na myśl, gdy stajemy przed takim problemem. A że te wielkoskalowe procesy zawierają w sobie konkretne zdarzenia historyczne, idee i decyzje konkretnych ludzi, ich upodobania, ich „Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki”. No cóż, przepływ wody w kanale i jej zawirowania też składają się z pojedynczych ruchów gigantycznej liczby cząsteczek, które natykają się na kamyczki albo nierówności brzegu, tworzą lokalne wiry itp.; nie powiesz jednak fizykowi cieczy (czy stosującemu w praktyce te pomysły hydrotechnikowi), że nie da się z wiarygodnym przybliżeniem modelować przepływu wody. Oczywiście nie da się w ten sposób modelować dokładnie przebiegu historii politycznej, zwłaszcza że u ludzi „pojedyncze cząsteczki” są w stanie skłonić do falowania pół basenu (ale czy byłyby w stanie, gdyby sytuacja w całym basenie temu nie sprzyjała?). Ale ogólne trendy i prawidłowości procesu z pewnością da się poprzez modelowanie wyłowić – zwłaszcza odfiltrować czynniki które (z przyzwoitym prawdopodobieństwem) mogły wpłynąć na zaistniałe już zdarzenia, od czynników które nie miały prawdopodobnie żadnego wpływu. Tak jest właśnie z owym tempem pojawiania się innowacji.

    idea memów Dawkinsa jest oczywiście tylko spekulacją, ale spekulacją całkiem spójną wewnętrznie, niesprzeczną z obserwacją i w sumie ciekawą. Możliwe wręcz, że jest przedefiniowaniem tego, co i tak wiadomo o kulturze, aby upodobnić wiedzę o niej do nauk biologicznych, a konretnie genetyki i ewolucjonizmu. To czy istotnie coś wnosi, poza ćwiczeniem umysłowym (inni powiedzieliby: zabawą), to inna sprawa

    • >>Ma ona raczej charakter progowy – po przekroczeniu pewnego zagęszczenia populacji (”gdzie nie spluniesz tam sąsiad”) postęp zaczyna walić jak głupi w górę

      a potem staje w miejscu. Potem znowu jakiś bodziec, niekoniecznie demograficzny (np. pojawienie się rolnictwa, druku albo komputerów) i znowu o kilka pięter w górę. Wygląda to jak gouldowski punktualizm w ewolucji – okresy stazy i przyspieszenia. Jeśli do tego dołożymy jeszcze okresy spadków (niczym wielkie wymierania :-) np. załamanie się technologii i „kultury wyższej” po upadku Imperium Romanum… Co prawda stosowanie ścisłych i przyrodniczych METAFOR w naukach humanistycznych może zaprowadzć człowieka na karty takich książek jak „Modne Bzdury” Sokala, ale modele matematyczne nie są metaforami. Można je stosować rzetelnie i uzyskiwać użyteczne wyniki, które są czymś więcej niż zabawą intelektualną

      • Modele są przydatne. Nie twierdzę, że nie. Sądzę jednak, że nie tłumaczą wszystkiego. Kultura i jej przekazywanie to moim skromnym zdaniem coś więcej niźli tylko demografia. Choć związek z demografią wydaje się być logiczny.
        Natomiast memy to moim zdaniem przykład bliski owym sokalowym Modnym Bzdurom. Taka właśnie biologiczna metafora…

        • >>Modele są przydatne. Nie twierdzę, że nie. Sądzę jednak, że nie tłumaczą wszystkiego

          oczywiście, żadna metoda nie tłumaczy wszystkiego, całej zmienności zjawiska, dodatkowych czynników zakłócających itp. zawirowań, w końcu z tego wzięła się teoria chaosu :-)

          >>Kultura i jej przekazywanie to moim skromnym zdaniem coś więcej niźli tylko demografia

          oczywiście, chyba nikt, łącznie z autorami, tego nie kwestionuje. Ale jest od demografii ściśle uzależniona. Nie zrobisz imperium na spółkę z 5 osobami, nie pojawi się więc urząd ani cesarza ani burmistrza, nie zbudujesz piramid ani katedr gdy w promieniu 100 km mieszka 5 rodzin, nie wymyślą one też irygacji pól ani siewu „jakiegoś zielska”, w sytuacji gdy te 5 rodzin z łatwością wyżywi się rybami rojącymi się cały rok w pobliskiej lagunie. Nie będzie piramid ani katedr – nie będzie też kapłanów (bo wszystkie rytuały załatwi ojciec rodziny). Nie będzie kapłanów – nie będzie pisma, ani szalonych proroków nawołujących do obalenia tych kapłanów i ich jarzma (jarzma nad kim? nad lasem?)

  9. chyba jednak kultura nie jest ściśle uzależniona od demografii.

    Instytucje władzy czy kolektywne przedsięwzięcia rolne i budowlane nie wydają się najważniejszymi elementami kultury. Patrząc za to np. na systemy pokrewieństwa i związane z nimi relacje czy role społeczne można zauważyć, że demografia (i ruchy ludności) zwykle wpływają niekorzystnie na ich trwanie w kulturze.
    Coś o demografii i regresie kulturowym (przynajmniej w wymiarze kultury materialnej) było przy okazji gorącej tu dyskusji o pochodzeniu Słowian.
    .
    Niewątpliwie zmienność kultury w długich okresach ma przebieg niejednostajnie „skokowy”, ale takie przejście na wyższy poziom nie jest determinowane gęstością zaludnienia, a raczej charakterem (i konsekwencjami) dokonanego właśnie odkrycia czy wynalazku.

    • „Instytucje władzy czy kolektywne przedsięwzięcia rolne i budowlane nie wydają się najważniejszymi elementami kultury”

      IMO Najpierw demografia spowodowała wymianę kultury, demografia była jej nośnikiem. Zmiany w sferze obyczajowej czy społecznej nie są nigdy oderwane od kultury, bo choć ta kultura się zmienia, zmienia się model społeczeństwa to kultura jest dalej kulturą, niezależnie czy jest to Wenus z Milo, czy głowa Nefretete czy też popiersia Dunikowskiego. To jest TA SAMA kultura sensu largo. Przedmiot kultury (w sensie: jej wytwór) nie jest taki sam, ale to ta sama kultura od tysięcy lat ewoluowała.
      Optymalnie byłoby sprawdzić (być może gdzieś zaobserwowano takie zjawisko) jak zanik demografii (czyli kontaktów jednej małej grupy z innymi grupami), powodujący zanik kultury.
      Kwestia więzi społecznych o charakterze rodzinnym na tle zmieniających się warunków społecznych w większej skali – pozostaje raczej bez specjalnego znaczenia.

      • nie do końca rozumiem niektóre z Twoich sformułowań; mam nadzieję, że Twoje ich rozumienie podziela ktoś jeszcze :)

        „Kwestia więzi społecznych o charakterze rodzinnym na tle zmieniających się warunków społecznych w większej skali – pozostaje raczej bez specjalnego znaczenia.” – to zdanie wydaje mi się dosyć jasne, choć zdecydowanie mylne.
        We wszystkich chyba społecznościach tradycyjnych („pierwotnych”, „prymitywnych”) relacje pokrewieństwa są „ramą” i „szkieletem” wielu innych relacji i zachowań (np. gospodarczych, obyczajowych czy osadniczych). Tekst zasadniczy wskazuje na rodzaj pozytywnego sprzężenia zwrotnego pomiędzy kulturą (rozumianą głównie jako wyposażenie narzędziowe i wiedzę technologiczną) a demografią (rozumianą jako gęstość zaludnienia). Szanowny Kolega Eptesicus zechciał nawet zauważyć, że korelacja kultury i demografii ma charakter ścisły.
        Dystansując się nieco od tego stwierdzenia zauważyłem, że niekiedy „pozytywnym” zjawiskom demograficznym towarzyszy zubożenie kultury (vide początki Słowiańszczyzny), niektóre zaś zjawiska demograficzne mogą wprost prowadzić do eliminacji pewnych pojęć i instytucji kultury (np. z zakresu pokrewieństwa i ról społecznych z tym związanych).
        Być może należałoby w tym miejscu wejść w ogólną polemikę z ideą postępu, ale po co, skoro inni zrobili to już, i to doskonale lepiej…?

  10. W tekście dobrze to Wojtek opisał. No musi być sposób na przekaz. Nie była to echolokacja, fala elektromagnetyczna, więc przebiegało to artykulacyjnie albo gestownie. Eptesicus też dobrze napisał, jak mała gęstość zaludnienia, to razem z tym idzie brak zapotrzebowania na rolnictwo – bo wystarcza złowienie paru ryb. Znam taką praktykę Indian Amazonii, że organizują się w wyprawę do innych plemion, by wymienić się „krwią”, oczywiście bezkrwawo i bez wojen. To może pierwotni ludzie również wybierali się na kontakty. Zwykle dużo mi pod życie pierwotnych podpasowuje elementów zauważanych u dzisiejszych plemion prymitywnych, bo jeżeli nie wkroczyły one w postęp cywilizacyjny, to znaczy, że pozostały przy dawnych, zapewne obecnych u ludzi pierwotnych, zwyczajach.
    Można dać przykład z Polską. Gdyby nie ściąganie przyzwyczajeń żywnościowych od Ameryki, dalej byśmy trwali w schabowym, mielonym czy ziemniakach.

    • E, jeszcze z tą matematyką. Nie róbmy z komputerów myślących machin. Matematyka zajmuje się już ustalonymi warunkami. Te z rozrastaniem się populacji mogą różniste, a z tego są inne wyniki. Jest już coś takiego ze skalami w fizyce. Słaby wietrzyk to u jednego marynarza będzie 1 w skali Beauforta, a u drugiego 1,5. Jak by przyszło na tej zasadzie określać temperaturę, którą ujmowanoby w dziesięciostopniowej skali, to chłód miałby 5, mróz byłby brrrr, czyli 8, a mróz antarktyczny byłby brrrrrrrrrrrrrrr, czyli 10. Takie coś zaistnieje również w tych prognozach płynących z matematyki. Jeden przyjmie takie warunki i otrzyma z tego wyniki, drugi przyjmie własne warunki i wyjdzie mu co innego. Jak ktoś tamtych popiera, to niech się pobawi w przewidywanie przyszłości z początkowych założeń.

      • ale zamiast skali Beauforta możesz zmierzyć prędkość wiatru w m/s i problem znika, tak jak nigdy w realnym świecie nie występuje wspomniany przez ciebie problem z temperaturą, bo się ją po prostu mierzy termometrem – wynik jest identyczny, niezależnie od tego kto mierzy, a jak termometr ma błąd pomiaru – dla wszystkich jest to taki sam błąd.

        >>Jeden przyjmie takie warunki i otrzyma z tego wyniki, drugi przyjmie własne warunki i wyjdzie mu co innego

        ale pewne dość sztywne ramy wyznacza zwykła logika i znajomość samej dziedziny wiedzy. Wiadomo, że np. na zmiany demograficzne ludności

        >>Jak ktoś tamtych popiera, to niech się pobawi w przewidywanie przyszłości z początkowych założeń

        to zależy jak daleko do przodu. Procesy demograficzne można modelować, tak jak pogodę. Na tydzień do przodu modele pogody są mało dokładne, ale np. ICM na 48 godzin (siatka 4×4 km) do przodu zwykle „trafia” i to ze szczegółami. Im dalsza perspektywa, tym bardziej włącza się nam chaos :-)

        ale tutaj nie chodzi o prognozowanie do przodu, tylko model opisujący to co już się stało i przetestowanie hipotez na temat tego, które czynniki wpływają na innowacyjność technologiczną, a które nie.

        • to oczywiście napisał eptesicus (Windows na tym laptopie pamięta innego nicka :-)

  11. ciekawa praca , zapewne podobne reguly dzialaly tez przy najwazniejszym ludzkim wynalzku = komunikacji jezykowej. Jak dlugo gestosc zaludnienia byla mala a i spolecznosci male i izolowane , tak dlugo jezyk sie nie rozwijal bo w malej grupie wszyscy sie rozumieli „bez slow” a obcych sie najczesicej „zjadalo”, po osiegnieciu gestosci populacji takiej, iz rozne grupy stykaly sie po kilka razy na jedno pokolenie, pojawila sie presja na rozwoj komunikacj jezykowej

  12. uważam, że postępu technologicznego nie można rozpatrywać w oderwaniu od sfery sacrum. Jeszcze nie tak dawno każde działanie człowieka było ściśle powiązanie z jego religią – czy to polowanie, wybór miejsca zamieszkania, budowa domu, narodziny potomswa itp. W zamierzchłych czasach to szaman i wierzenia określały co jest dozwolone a co nie.

  13. Off topic
    Przepraszam, ze nie na temat, ale zywie dużą nadzieje że uzyskam tutaj pomoc.
    Otoz szukam informacji na temat biblijnych tolodoth. Jedyne co znalazlem to jakies banialuki ze stron kreacjonistycznych(,,Teoria tabliczkowa”).
    http://creationism.org.pl/artykuly/CSewell
    i szczatkowe infromacje na wikipedii:
    http://en.wikipedia.org/wiki/Wiseman_hypothesis
    Bardzo bede wdzieczny jak ktos wie gdzie szukac krytycznych opracowan na temat The Tablet Theory, Wisemana.

    • Teoria tak samo niesprawdzalna, jak teoria Welhausena, a wymyślona ewidentnie jako przeciwwaga dla niej.
      Genealogie w Genesis mają raczej charakter kompozycyjny – wydzielają kolejne sekcje tekstu. Same sekcje mają zresztą zwykle ciekawą wewnętrzną strukturę (z chiazmami, rozbudowanymi paralelizmami etc). Warto poczytać współczesne komentarze uwzględniające analizę retoryczną i strukturalną oraz publikacje uwzględniające literackie badania nad Genesis.

  14. Spróbuj na http://www.historycy.org tam znajdź odpowiedni temat i zadaj to pytanie.

  15. Widzę, że temat chwycił.
    Oczywiście teoria mówiąca o roli zagęszczenia ludności w odniesieniu do postępu wydaje mi się rozsądniejsza niż poszukiwanie źródeł wszelkiego postępu ludzkości w genach – wystarczy się przyjrzeć temu, co nazywamy postępem na przestrzeni XX wieku – kilka pokoleń to zbyt krótki okres, by za postęp, o którym mowa miały odpowiadać zmiany genetyczne. Nawiasem mówiąc: wolę określenie „rozwój” niż „postęp”. Wydaje mi się, że to drugie, pozytywnie określając charakter i skutki rozwoju cywilizacyjnego, zbyt łatwo rozstrzyga sprawę wartości tegoż, która przecież może być zasadnie podawana w wątpliwość. Ale do rzeczy. Jest jeszcze jeden argument przemawiający za słusznością teorii o wpływie zagęszczenia ludności na postęp cywilizacyjny. Mam na uwadze zasadę, o której mowa jest na gruncie ekologii – największa konkurencja o zasoby występuje zawsze pomiędzy osobnikami należącymi do tego samego gatunku – wszak konkurują o maksymalnie podobne, jeśli nie identyczne, zasoby. Konkurencja ta wzrasta wraz z zagęszczeniem populacji – w odniesieniu do wielu zasobów ilość ich spada w przeliczeniu na osobnika. Konkurencja jest bodaj podstawowym czynnikiem stymulującym, za pośrednictwem generowanego stresu o potencjalnie selekcyjnym znaczeniu, pojawianie się wszelkiego typu innowacji, prób adaptacji do zaistniałych warunków. W jaki sposób zależy to od genów jest już sprawą zupełnie drugorzędną.

  16. Warunkowanie postępu przez gęstość zaludnienia jest oczywiste. Chodzi, bowiem o uzyskanie odpowiedniej liczby naśladowców, którzy daną idee czy innowację przekażą dalej. Im większa gęstość zaludnienia tym więcej naśladowców. To czy idea się przyjmie zależeć będzie jednak nie tylko od gęstości zaludnienia, ale także od wagi innowacji. Innowacja może być niepraktyczna lub zbyt mało atrakcyjna dla społeczeństw zajmujące odmienne terytoria. Przy tej samej gęstości zaludnienia jeden wynalazek się przyjmuje a inny nie. Trudno, zatem będzie wyznaczyć jakąś stałą i niezmienną relację pomiędzy ideą a gęstością zaludnienia, Zwłaszcza z uwagi na trudność oceny wagi określonej innowacji.

    • Sadze, ze bardzo dobra do mierzenia przeplywu idei bylaby moda, ktora zwiazana jest i z gestoscia zaludnienia i szybkoscia przeplywu informacji jak rowniez ze stopniem przyzwolenia na roznego rodzaju nowosci spolecznosci lokalnych.
      Przy czym moda istotna jest juz od sredniowiecza – wielkosc saczka, dlugosc nosa cizm, kolorystyka ubiorow.

  17. Tekst w „Science” bardzo uczony, ale autorzy chyba nie do końca znają literaturę przedmiotu i wyważają otwarte drzwi. Tezę o wpływie gęstości zaludnienia na poziom rozwoju technologicznego i społecznego postawiła Ester Boserup juz w latach 60., a przez całe lata 70. i 80. „presja demograficzna” była popularnym wytrychem, którym archeolodzy procesualiści wyjaśniali wszelkie zmiany kulturowe (przynajmniej na Bliskim Wschodzie). Rozumiem jednak, że pewne idee trzeba co jakiś czas odkrywać na nowo.

    • Arku, cóż z tego, że taką tezę już postawiono, skoro nie przetestowano jej nigdy i pozostała ona „popularnym wytrychem”?

      • Przetestowano. Boserup była ekonomistką, nie archeologiem.

        • i wyszło jej to samo?

          BTW istotnie wkurzające jest, że jedni piszą, a drudzy nie zrobią nawet rzetelnej kwerendy przed napisaniem swojego (czy wręcz rozpoczęciem badań), co gorsza również recenzenci nie znają literatury i nie wytykają braków w cytacjach. Rzeczywiście w takich warunkach łatwo zostać „odkrywcą”. W dobie internetu, gdzie dotarcie do publikacji z danej dziedziny (a przynajmniej do ich danych bibliograficznych) jest naprawdę proste, budzi to prawdziwą grozę. Kiedyś erudycja (=znajomość literatury przedmiotu, którą się aktualnie zajmuje + pobocznych dziedzin, które mogą się przydać) była jedną z podstawowych zalet badacza…

          • Przesłanki inne, metoda odmienna (Boserup badała współczesnych prymitywnych rolników), ale konkluzja taka sama: wzrost wielkości populacji jest czynnikiem determinującym modyfikacje w kulturze materialnej (i pośrednio też duchowej). Od tej książki wszystko się zaczęło: http://books.google.com/books?id=-d0aslNGo8gC

  18. @ eptesicus

    „Opcja demograficzna” sięga do podstaw zachowań społecznych, lecz ma jedną zdecydiwaną „wadę”. Jest, podobnie jak cała demografia, strasznie nieideologiczna – nie daje pola do popisu dla „intelektualnie zaawansowanych” (np. filozofizujących) wyjaśnień obserwowanych zjawisk. Jest więc dla większości ciekawa, jak „Wielki rocznik statystyczny” (ja go uwielbiam, ale jestem mutantem).

Dodaj komentarz