Rapa Nui: zagłada raju

Wyspa Wielkanocna, zwana też Rapa Nui, to najbardziej odległe zamieszkane miejsce na Ziemi. Leży na Oceanie Spokojnym 3600 kilometrów na zachód od wybrzeży Ameryki Południowej. Od najbliższego zamieszkanego lądu – położonej na zachodzie maluteńkiej wyspy Pitcairn – dzieli ją 2075 km oceanu. Ma zaledwie 163 km kw. powierzchni i trzy wygasłe stożki wulkaniczne, którym zawdzięcza swoje istnienie. Dla świata odkrył ją holenderski żeglarz Jakub van Roggeveen, który dotarł do wyspy w niedzielę wielkanocną 1722 r. – stąd jej europejska nazwa.

Tajemnicze posągi
Tym co zrobiło na Holendrze największe wrażenie było ponad 230 kamiennych posągów, tzw. moai, ustawionych wokół wyspy na kamiennych platformach (ahu). Z wyjątkiem kilku wszystkie były zwrócone twarzami w głąb lądu. Wyglądały podobnie: kończyły się na wysokości brzucha, miały wydłużone głowy i uszy, ramiona przylegały ciasno do boków, a długie palce stykały się na brzuchu. Część miała na głowach potężne kamienne czapy wykonane ze skorii – czerwonej skały wulkanicznej i oczy z białego korala oraz czarnego obsydianu.

Odrestaurowany moai w Hanga Roa, jedynym miasteczku na wyspie. W tle żaglowiec chilijskiej marynarki wojennej

Według naukowców posągi najpewniej przedstawiają zmarłych wodzów. Większość została wykuta bazaltowymi narzędziami w wulkanicznym tufie przy kraterze Rano Raraku, a potem przetransportowana na wybrzeże odległe czasami nawet o ponad 10 kilometrów. W jaki sposób mieszkańcy Rapa Nui przesuwali ważące niekiedy 80 ton i mające 10 metrów wysokości posągi nie wiemy. Dotychczasowe hipotezy i doświadczenia nie dają przekonującej odpowiedzi. Najwyraźniej nie przychodziło im to jednak łatwo, gdyż wiele z ogółem wykutych ok. 900 moai porzucili po drodze. Niektóre niedokończone, jak 20-metrowy gigant o masie ponad 270 ton, na zawsze pozostały w kamieniołomie. Kamienne posągi można spotkać na innych wyspach Pacyfiku, ale nigdzie nie są one tak wielkie i tak liczne.

Na zdjęciu obok: Moai blisko kamieniołomu Rano Raraku. Takie porzucone i częściowo zasłonięte ziemią posągi można spotkać na całej wyspie. To przez nie narodził się błędny termin „głowy z Wyspy Wielkanocnej”.

Raj zamieniony w piekło
W 1955 r. na Rapa Nui przybył norweski podróżnik Thor Heyerdahl. Przeprowadzone wtedy badania raczkującą dopiero metodą datowania radiowęglowego wykazały, że pierwsi ludzie przypłynęli na wyspę około 400 roku n.e., a 300 lat później dotarła na nią druga fala przybyszów. Opierając się na ustnej tradycji Thor Heyerdahl wierzył, że pierwsza fala imigrantów przybyła z Ameryki Południowej, a druga z Polinezji. Badania Norwega rozsławiły wyspę i znacznie zwiększyły zainteresowanie jej historią.

Wyniki pierwszych badań wskazywały, że początkowo życie na zagubionej na oceanie wyspie, którą mieszkańcy nazwali Te Pito O Te Henua – Pępek Świata, było idyllą. Okalające ją wody dostarczały ryb (m.in tuńczyka), gleba była dość żyzna by uprawiać np. bataty, a porastający wyspę, niewystępujący nigdzie indziej, gatunek wielkiej palmy, zapewniał budulec. Menu uzupełniały liczne na wyspie ptaki.

Około 1200 roku zaczęła się wielka eksplozja demograficzna, a na kamiennych platformach pojawiało się coraz więcej moai. Trzysta lat później w małym raju żyło 10, a według niektórych badaczy, nawet 20 tysięcy ludzi. Wycięli oni pod uprawy wszystkie drzewa i wkrótce gleba zaczęła jałowieć. W dodatku bez drewna nie mogli budować porządnych statków, więc skończyły się połowy na duże ryby. Pojawił się głód, a wraz z nim przyszła bezwzględna wojna. Według ustnej tradycji dochodziło nawet do kanibalizmu. Z raju wyspa stała się piekłem, z którego nie było jak uciec. W krótkim czasie liczba mieszkańców spadła do około 3 tysięcy.

Taka wersja wydarzeń dominowała przez ostatnie pół wieku. Szczególnie chętnie przytaczali ją ekolodzy, by pokazać straszliwe efekty nadmiernej eksploatacji zasobów naszej planety. Jeszcze dramatyczniej brzmiała wersja wedle której drzewa zniknęły, bo ogarnięci manią stawiania kamiennych posągów mieszkańcy wyspy wycięli je, by mieć kłody do transportowania moai. Najnowsze badania pokazują jednak, że te barwne opowieści o ludziach sprowadzających na siebie ekologiczną katastrofę, nie są całkiem zgodne z prawdą.

Problemy z datowaniem
Najszybciej padła teza Heyerdahla o imigrantach z Ameryki. Współczesne badania nad językiem, genetyką, roślinami i zwierzętami Rapa Nui wskazały, że jej rodowici mieszkańcy niewątpliwie pochodzą wyłącznie z Polinezji.

Zweryfikowana została też data ich przybycia. Badania metodą radiowęglową w latach 50. były niezbyt dokładne, gdyż naukowcy dopiero uczyli się jej używać. Kilka lat temu specjaliści ponownie przeanalizowali uzyskane wówczas wyniki i przesunęli datę pojawienia się człowieka na Rapa Nui na około 800 rok.

Dużo większą zmianę wprowadziły badania antropologa Terry’ego L. Hunta z hawajskiego Uniwersytetu Hawai’i-Manoa i archeologa Carla P. Lipo z Uniwersytetu Long Beach w Kalifornii. W latach 2004 i 2005 pobrali oni nowe próbki z plaży w zatoce Anakema (zdjęcie panoramiczne plaży), w której warstwy materiału archeologicznego zachowały się w doskonałym stanie.

Gdy otrzymali wyniki badania radiowęglowego zebranych próbek nie mogli w nie uwierzyć. Materiał pobrany z najstarszej warstwy, w której były ślady ludzkiej obecności (np. węgiel drzewny, kości sprowadzonych przez ludzi szczurów), pochodził z zaledwie 1200 roku. Początkowo naukowcy myśleli, że ich najstarsza warstwa nie pochodziła z początków ludzkiej bytności na wyspie. Byłoby to jednak dziwnie, gdyż pod nią nie było już żadnych śladów obecności człowieka. Tknięci przeczuciem Amerykanie przeprowadzili rygorystyczną selekcję starych wyników, odrzucając te, które budziły wątpliwości (np. mogły być zanieczyszczone i przez to wskazywać błędną datę). Po selekcji pozostały tylko próbki mające poniżej 800 lat. To oznacza, że ludzie pojawili się na Rapa Nui nie w 800 roku, ale dopiero około 1200 roku.

Badania Hunta i Lipo nie były pierwszymi, które wskazały, że najwcześniejsze ślady ludzkiej bytności na Rapa Nui pochodzą z początków XIII wieku. Już kilka lat wcześniej naukowcy ustalili, że lasy na Rapa Nui zaczęły szybko znikać dopiero około 1250-1280 roku. Jednak dopasowywali te wyniki do obowiązującej wersji wydarzeń, uznając, że brak śladów zanikania lasów przed 1200 rokiem jest skutkiem słabego zaludnienia wyspy w tym okresie.

Przesunięcie przybycia ludzi na 1200 rok oznacza, że nie było kilkusetletniego okresu powolnego rozwoju społeczności Rapa Nui. Zdaniem Hunta i Lipo Polinezyjczycy już w pierwszym, najpóźniej w drugim stuleciu od przybycia przystąpili do stawiania posągów. Wpierw małych, by z czasem porywać się na coraz większe. Zdaniem Amerykanów nie było też wielkiej eksplozji demograficznej. Grupka najpewniej kilkudziesięciu przybyszów rozrosła się do trzytysięcznej społeczności w około 150 lat i ten stan utrzymywał się aż do przybycia Europejczyków. W 1722 r. van Roggeveen napisał, że na wyspie żyło około dwóch-trzech tysięcy ludzi. Holender odnotował też, że byli dobrze odżywieni i zdrowi, a ziemia rodziła wielkie ilości dorodnych owoców.

Zdjęcie satelitarne pozbawionej lasów Wyspy Wielkanocnej

Szczury niszczą lasy
Hunt i Lipo twierdzą też, że to nie ludzi należy oskarżać o zagładę lasów na Rapa Nui, ale polinezyjskie szczury. Ich zdaniem w latach 1200-1300 populacja tych przybyłych razem z ludźmi gryzoni szybko wzrosła. Nic w tym dziwnego. Poza człowiekiem nie miały na wyspie innego wroga, a żywności było dla nich w bród. W takich idealnych warunkach jedna para może w trzy lata rozmnożyć się w gigantyczne stado liczące 1,7 miliona gryzoni.

Zdaniem Hunta na Rapa Nui mogło ich żyć co najmniej 2 miliony. Jadły prawie wszystko, w tym owoce porastających wyspę wielkich palm. Dowodem na to są skorupy palmowych nasion znajdowane na Rapa Nui – prawie wszystkie noszą ślady gryzienia przez szczury. Ich umiłowanie do palmowych nasion spowodowało, że wypalane i wycinane pod uprawy lasy nie mogły się regenerować. Badania wykazały też, że przynajmniej w jednym miejscu palm zaczęło ubywać zanim ludzie wypalili tam las. Około 1650 roku Rapa Nui była już prawie całkowicie goła. Zniknięcie wielkich palm doprowadziło do znacznego spadku szczurzej populacji.

Rapa Nui nie jest jedynym miejscem, gdzie szczury doprowadziły do zagłady lasu. Na przykład na hawajskiej wyspie Oahu znaczne połacie lasu zniknęły jeszcze przed przybyciem ludzi. Badania wykluczyły, by doprowadziły do tego zmiany klimatyczne. Wykazały za to, że las zaczął znikać, gdy pojawiły się w tym rejonie polinezyjskie szczury.

Kto obalił moai?

Hunt i Lipo nie wspominają niestety o krwawych wojnach, które miały wybuchnąć na Rapa Nui, gdy zaczęło brakować żywności. Dowody na to, że miały miejsce są dość przyzwoite. Należą do nich opowieści autochtonów oraz pochodzące z XVII wieku szkielety ze śladami brutalnego pobicia i liczne ostrza z obsydianu – kruchego, ale szalenie ostrego szkliwa wulkanicznego.

Być może przyczyną wojen nie był brak żywności, ale ostre konflikty społeczne. Van Roggeveen jeszcze widział wszystkie moai stojące. Anglik James Cook, który dotarł na wyspę 52 lata później, zapisał, że większość posągów była obalona. Wedle ustnych tradycji był to efekt buntu tzw. krótkouchych przeciwko dominującym na wyspie długouchym, którzy zostali co do jednego wymordowani u podnóża wulkanu Paukatiki. Nie jest jasne, czy długousi byli inną grupą etniczną, czy też może arystokracją albo dominującym rodem. Możliwe, że to ich przedstawiały moai. Poszlaką są tutaj charakterystyczne długie uszy posągów.

I znów winni biali

Odkrycie przez świat przyniosło mieszkańcom Rapa Nui dużo większą katastrofę niż zniknięcie lasów. Pierwszym skrytym mordercą był przywleczony w XIX wieku przez Europejczyków syfilis.

W 1862 r. wyspę najechali peruwiańscy handlarze niewolników. Wywieźli ponad 1500 osób. Dzięki międzynarodowej interwencji uwolnili uprowadzonych po roku. Na Rapa Nui wróciło jednak tylko 15 – reszta zmarła w Peru. Razem z nimi na wyspę trafił wirus ospy, na który mieszkańcy nie byli odporni. Skutki epidemii były straszliwe. W 1877 r. żyło już tylko 111 osób.

Przybycie białego człowieka miało też fatalne skutki dla szczurów z Rapa Nui. Gdy na wyspie pojawiły się dużo groźniejsze europejskie szczury, pogromcy palm wyginęli.

Prawie całkowita zagłada mieszkańców Rapa Nui doprowadziła do utraty znacznej części przekazywanej ustnie tradycji. W niejasnych okolicznościach zaginęły też setki tabliczek z tajemniczym hieroglificznym pismem rongo rongo (na ilustracji obok) – jedynym znanym systemem pisma w Oceanii. Zostały tylko liczne tajemnice, nad którymi naukowcy będa się jeszcze długo głowić.

Obecnie na pokrytej głównie trawą Wyspie Wielkanocnej mieszka około 3800 ludzi. 60 proc. to potomkowie dawych mieszkańców. Rząd Chile, do którego wyspa należy od 1888 r., stara się ograniczyć migrację na Rapa Nui, by ocalić miejscową ludność przed wynarodowieniem. Trwają prace nad odczytaniem rongo rongo, które znamy z kilkudziesięciu ocalałych artefaktów rozrzuconych po całym świecie. Ponad 50 posągów znów stoi na platformach, dzięki naukowcom z wielu państw, w tym Polski.

Zainteresowanym tematem polecam artykuł Terry’ego Hunta opublikowany właśnie w American Scientist oraz filmik.

~ - autor: Wojciech Pastuszka w dniu 27.09.2007.

Komentarzy 38 to “Rapa Nui: zagłada raju”

  1. świetny filmik

  2. Swietny filmik jak rowniez komentarz i opis -historyczny Wyspy Wielkanocnej.Gratuluje ! – Alexandra

  3. Moje gratulacje- krotki film jest wspanialy,jak rowniez jego tresc-opis historyczna mieszkancow Wyspy Wielkanocnej.Takich wiecej !Podziekowanie dla Pana Pastuszka,ktory jest wlascicielem tego tak wspanialego,interesujacego i na poziomie bloga- Pozdrawiam-Alexandra B.-USA

  4. Swietny opis i wogule ;) ;p i filmik tez :P buzka

  5. Dywagacje autora nt. historii człowieka na wyspie – podążające bezkrytycznie za oficjalną wiedzą naukową są żałosne. Wyspa stanowi bowiem ocalały fragment kontynentu Mu, który w wyniku katastrofy geologicznej ok. 14.500 lat temu pochłonęło gorące wnętrze planety. Na Mu kwitła wysoko rozwinięta cywilizacja techniczna, a w owym czasie również i na Atlantydzie. Przypisywanie prymitywnym wyspiarzom budowy posągów jest mówiąc najkrócej -nieporozumieniem. Ignorancja współczesnej nauki jest już przysłowiowa.

  6. Zakładam ze powyższy teks to dowcip. Choć o możliwości istnienia na tym terenie większego obszaru lądu były brane pod uwagę przez naukowców. Storpedowany tu (a właściwie przez współczesnych naukowców) Thor Heyerdahl zwrócił uwagę na wybrukowane drogi prowadzące w morze ale po zbadaniu ich przez płetwonurka okazało sie ze urywają sie w niedalekiej odległości od linii brzegu. Wysuną on teorie ze służyły one do wodowania łodzi (tratw).Która mi osobiście wydaje sie być trafna.
    A brak jakich kolwiek tworów człowieka pod powierzchnia morza wyklucza nawet możliwość większego zasięgu samej wyspy.

    Mam tez pytanie czy współczesne badania genetyczne wykluczyły możliwość pochodzenia części ludności wyspy z slego lądu (Ameryki)?
    I jak ustosunkowywują sie co do pochodzenia sitowia występującego w kraterach Wyspy Wielkanocnej a tak ze na jeziorze Titicaca (podobno tylko w tych miejscach) oraz co do zbieżności stosowanych w obu tych miejscach rodzajach lodzi z tego sitowia.
    Oraz czy w obliczu nowego datowania bytności człowieka na wyspie są tez jakieś nowe teorie co do 2 totalnie różnych stylów rzeźb na wyspie.

  7. @rzecznik Prawdy

    czy masz dowody obalające wyniki datowania radiowęglowego, np. dowód na starszą obecność człowieka na wyspie?

    a co do zatopionego kontynentu, to w tym miejscu nie ma śladu po dawnej płycie kontynentalnej. I Wyspa Wielkanocna i Sala y Gomez to przecież sterczące z dna głębokiego oceanu niczym kolumny czubki podmorskich gór. Gór stopniowo rosnących z dna, jako podziemne wulkany. Rosną one tak długo, aż „wyjdą na powierzchnię”. Takich gór jest – ułożonych w łańcuszku jedna za drugą – znacznie więcej, ale jak dotąd tylko dwie „wylazły z wody”. Nie ma śladu po płycie oceanicznej.

    A Polinezyjczycy wcale nie są tacy prymitywni. Przecież kamienne posągi wznosili też na Mangarewie, Pictairn i Markizach, skąd przybyli mieszkańcy Rapa Nui. Na Tonga zbudowali – już w czasach historycznych – megalityczną bramę niczym trylit w Stonehenge, wzniesiono ją chyba za panowania Jerzego II Tupou, a więc całkiem niedawno (ślady zatopionego Mu?). Na Rapa Iti i Wyspach Towarzystwa i Hawajach budowali kamienne forty, terasy, światynie w formie kamiennych platform, fortyfikacje ziemne na Nowej Zelandii, wszędzie zaś tarasy do uprawy, kanały irygacyjne, stawy do hodowli ryb itd. itp., zaś na Rapa Nui wydawali się prymitywni w momencie przybycia Cooka, ale to było już po załamaniu się ich miejscowej cywilizacji. Z faktami wykopanymi z ziemi się nie dyskutuje, zwłaszcza jeśli tradycje ustne się z nimi zgadzają

  8. ja bym dorzucil jeszcze wyspe Yap i gigantyczne kamienne monety – najbardziej osobliwy srodek wymiany w historii ludzkosci. A co do zatopionego kontynentu. Hmm smiac sie czy plakac? sam nie wiem

  9. Yap to już Mikronezja, po te wielkie kamienie pływają malutkimi łodeczkami bodaj aż na Guam i wożą to cholerstwo przez otwarty ocean. Choć Mikronezyjczyzy są świetnymi nawigatorami, nie budowali tak wielkich katamaranów jak ludzie z Polinezji, więc nie wiem czy szacunek im okazać za szaleńczą odwagę, czy puknąć się w łeb ;-))

    A megalityczna architektura jest również i w Mikronezji. Na Ponape są przecież gigantyczne ruiny Nan Madol, według oszołomstwa to kolejny dowód na zatopiony kontynent Mu ;-))

    http://en.wikipedia.org/wiki/Nan_Madol

    Bajer jednak polega na tym, że hierarchiczne, złożone społeczeństwo, z arystokracją i królami, oraz wznoszące kamienne budowle Europejczycy SPOTKALI w momencie kontaktu z Mikronezyjczykami na wyspie Kosrae. Tamtejsze kamienne „miasto” zostało opuszczone ostatecznie w XIX wieku, po tajfunie

    http://www.janesoceania.com/micronesia_prehistory/kosrae.htm

    rozumiecie? Europejczycy widzieli to miasto zamieszkane przez ludzi, wznoszących kolejne budowle i ich używających. To nie ruiny Mu sprzed 15 000 lat, tylko żywa kultura, powstała w dającej się określić i wydatować przeszłości

  10. poszukiwaczom zaginionego kontynentu polecam te mape: http://maps.google.com/maps?ll=-27.15,-109.425&spn=10,10&t=k&q=-27.15,-109.425

    gdzie jest ten kontynent? bo cos mi wzrok niedopisuje…

  11. Wydaje mis sie ze ten watek jest poświęcony Rapa Nui a nie Mu?

  12. Pozdrowienia dla wszystkich molisnikow i zainteresowanych Rapa Nui przesyla jedyny miszkajacy od wielu lat na Wyspie Wielkanocnej- polak. Ojciec pierwszego w historii wyspy dziecka polsko- rapa nui, Tekeny Mahatu Kondracki Hucke. Chetnie odpowiem na wasze listy- zapraszam.
    ps. bardzo ladny filmik- GRATULUJE !!!
    Jacek Kondracki

  13. Ciekawe, gdzie nie ma Polaków?

  14. I jak sie tam żyje ?? Pozostało coś jeszcze z magi tej wyspy, jej tajemniczości. Czy turyści już wszytko zadeptali ??
    Pozdrawiam :)

  15. Dziekuje za pozdrowienia. Turysci uwazaja na wyspe i nie ma z tym problemu- malo kiedy slyszy sie o wandalizmie. Sa to wyjatki ktore w reguly ostro karze miejsowy sad. Na pytanie jak sie zyje nie moge odpowiedziec slowem- dobrze- gdyz zycie na wyspie ma swoje prawa a juz zwlaszcza na najbardziej odludnionej wyspie i do tego takiej wlasnie jaka jest Wyspa Wielkanocna. Jest to trudna i skomplikowana spolecznosc. Sama wyspa jest rajem na ziemi. Jest to temat godny wielkich prac socjologicznych. Swojego czasu znany naukowiec- obecnie Ambasador RP w Argentynie- prof. Zdzislaw Ryn, nosil sie z zamiarem otwarcia placowki na WW do prowadzenia badan psychiatrycznych gdyz uznal WW za najlepsze na swiecie labolatorium do takich prac. W duzym stopniu sie z nim zgadzam. Na stwierdzenie ” gdzie nie ma Polakow „- odpowiadam- ze, na WW przyjezdza bardzo duzo polskich turystow. Kazdego roku coraz wiecej. A wiec po za mna mozna uslyszec dosyc czesto rozmowy po polsku na WW. Wyspa nie stracila nic na swojej tajemniczosci. Jest nadal wielkim znakiem zapytania. Jej energia jest magiczna. Dzika. Prymitywna. Chyba czas sie zatrzymal calkowicie na WW. Kazdy przezyty na niej rok jest dla mnie jak czas wyjety z mojego zycia. Jakgdybym sie nie starzal. Tak jest naprawde. Nie widze zmian w czasie. Nie czuje mijajacego czasu…tak chyba sie zyje w raju?
    lacze pozdrowienia
    ps; moj email: jacekondracki@inbox.com

  16. Jaromir@
    eptesicus@
    postaram się Wam odpowiedzieć szerzej aby uzasadnić moją – jak widzę – bardzo kontrowersyjną opinię, ale chwilowo brak mi czasu. (jestem dość zajętym człowiekiem…) Na razie aby obnażyć meandry „naukowych” badań archeologicznych i nabrać trochę dystansu do oficjalnych hipotez „naukowych”- zalecam przeczytanie Zakazanej Archeologii -autorzy: M.Cremo & R.Thompson.

  17. rodzynek w ciescie@ – Hmm smiac sie czy plakac? sam nie wiem

    Taka wypowiedź świadczy, że reprezentujesz znakomitą większość społeczeństwa Planety -posiadającego poglądy ukształtowane przez skostniałą naukę tudzież inne systemy ideologii…. Więc to raczej ja jestem rodzynkiem a Ty ciastem….
    ale mówię to bez urazy…
    hmm… jakieś 30 lat temu myślałem bardzo podobnie jak Ty

  18. rzeczniku, „Zakazana Archeologia” to zbiór bajeczek, przeinaczeń i niepotwierdzionych niby-odkryć, których często jedynym źródłem są lokalne gazetki z XIX w., brakuje w tej pracy rzetelnej weryfikacji faktów, a także przedstawienia całej masy dowodów obalających twierdzenia obu panów. Na koniec dodam, że kontynenty nie znikają nagle pochłonięte we wnętrzu planety, jest to niemożliwe.

  19. ale mi sie dostalo! ech… ide na kulke naftaliny z innymi molami ksiazkowymi by nie zabierac tlenu umyslom otwartym na wszystko…

  20. @rzeczniku „prawdy”

    nauka z definicji nie jest skostniała, gdyż nauka to POZNAWANIE, TWORZENIE NOWEJ WIEDZY. Bez odkrywania NOWYCH rzeczy żaden naukowiec nie zrobił by kariery, bo ich wypocin – opisujących w kółko to samo – nikt nie przyjął by do druku, ani póxniej nie cytował. A najlepszymi, najwyżej punktowanymi czasopismami rządzi RYNEK – a więc redaktorzy są zainteresowani przyjmowaniem do druku tylko nowych, dobrze zweryfikowanych i przetestowanych faktów, stąd to brutalne sito recenzentów. Nikt nie jest więc zainteresowany konserwowaniem aktualnego stanu wiedzy, ale raczej obalaniem aktualnych hipotez i tworzeniem nowych. Żeby jednak taką hipotezę obalić, trzeba sprawdzić wszystko sto razy dokładniej i lepiej niż gdy chce się teorię potwierdzić. Żeby obalić hipotezę, trzeba szukać samemu dziur we własnej koncepcji, bo to w pierwszej kolejności zadanie dla autora koncepcji, nie zaś jej przeciwników. Nie należy ulegać złudnemu wrażeniu, że wszystko się tak ładnie układa w całość. Jak dotąd nikt nie obalił hipotezy o polinezyjskim pochodzeniu cywilizacji Wyspy Wielkanocnej, ani jej młodym wieku. Jeśli zaś Cremo i Thompson chcieli wnieść coś nowego do nauki, a tym bardziej wywrócić ją całą do góry nogami – czemu nie zgarnęli całej sławy i nie opublikowali swoich wyników badań w „Nature”, „Science” i „Antiquity”? Czemu wszystko zawarli tylko w swojej komercyjnej, popularnej książce na sprzedaż dla ludu? Najpierw powinna być rzetelna i upierdliwie dokładna, nie budząca zarzutu dokumentacja o charakterze naukowym (artykuły lub książka), a dopiero póxniej popularyzacja wiedzy w wolnej od specjalistycznego stylu formie – równie ważna, ale nie może poprzedzić przepuszczonej przez sito recenzentów publikacji naukowej. Inaczje popularyzacja jest niewiarygodna z samej zasady.

  21. errata: nauka z definicji NIE JEST SKOSTNIAŁA [bo jej funkcją jest tworzenie nowej wiedzy, nie zaś obrona starej – w USA, Anglii, Francji czy innych cywilizowanych krajach nikt nie zostanie profesorem, jeśli nie odkryje czegoś nowego]

  22. do Wojciecha Pastuszki !
    Widzę, że jednak nie czytałeś Zakazanej… albowiem powielasz oficjalne opinie akademickich naukowców, którzy tak właśnie reagują na niewygodne fakty. Nadal więc zalecam zapoznanie się również z alternatywną wersją nauki zwanej archeologią. Później z kolei należałoby się zapoznać z wiedzą zawartą w starożytnych księgach oraz pochodzącą z wymiarów niefizycznych. Bez urazy, obawiam się jednak, że to już będzie źródło skrajnie nienaukowe, zwłaszcza dla człowieka „umoczonego” w system. Przepraszam najmocniej za ostre słowa.

  23. Czytałem wystarczająco wiele fragmentów, by móc z czystym sumieniem uznać „Zakazaną…” za śmieć. Panowie robią kasę na naiwnych.

  24. tez to czytalem jako swoiste kuriozum. Jako zbior ciekawostek o sensacyjnej XIXw prasie amerykanskiej – swietne, ale zeby te dete sensacyjne historyjki traktowac serio? sorry rzeczniku ale doniesien ia faktu o wielorybie w wisle oraz jeziorze wodki takze nie nalezy przyjmowac z dobrodzejstwem inwentarza…

  25. @rzeczniku Prawdy

    nauka ma swoją metodologię – dzięki temu informacje których ona dostarcza są do uzgodnienia między tym co je opisuje a innymi badaczami i odbiorcami. Popularnie nazywa się to „udowodnieniem” czegoś innym. Stąd dane naukowe muszą być możliwe do potwierdzenia przez innych. I tak artefakty czy skamieniałości muszą być zdeponowane w jawnych i dostępnych dla wszystkich zbiorach, z numerem katalogowym, tak zeby inni badacze mogli to zbadać samemu. Nowy, nieznany wcześniej gatunek zwierzęcia musi być udokumentowany najlepiej okazem (również zdeponowanym w jakimś konkretnym muzeum), a przynajmniej (rzadko) próbkami tkanek (DNA!) i/lub (rzadko, w przypadku np. naczelnych) dobrymi fotografiami. Obserwacje astronomiczne – fotografie lub zapisy z rejestratorów odbieranych fal (np. z radioteleskopu), zaś metodyka pozostałych obserwacji i eksperymentów musi być tak szczegółowo opisana, żeby każdy mógł taki eksperyment powtórzyć w drugim laboratorium. Tylko tak udokumentowane stwierdzenia jakichkolwiek faktów czy testy dla stawianych hipotez mogą być uznane za naukowe, chroni to przed przedostawaniem się do obiegu informacji NIEPRAWDY. Każdy może pisać co mu się podoba (w tym nieprawdę), to podstawa wolności słowa, ale nie każda informacja może być uznana za naukową. Co z tego, że ktoś widział jakiś tam artefakt nie pasujący do chronologii, skoro tego artefaktu nigdzie teraz nie ma, nie można go zbadać. Nawet jeśli to prawda, i tak nie możemy jej uznać, bo skąd mamy się przekonać że to prawda? A jeżeli jednak nie jest, a my przyjęlibyśmy to jako prawdę? Do obiegu informacji przeniknąłby błąd – a przecież celem nauki jako takiej jest ustalanie prawdy. Jej celem nie jest konserwowanie aktualnego stanu wiedzy, ale rozszerzanie go i wywalanie tych teorii, które udało się obalić. W ogóle nie rozumiem o co ten spór – Cremo i jego zwolennicy niech sporządzą rzetelną dokumentację swoich znalezisk, a same znaleziska niech będą dostępne dla innych badaczy, swoje wnioski wyciągną w oparciu o minimalne choćby metodologiczne standardy. Testowanie hipotez to nie to samo co spekulacje oparte o „ewidentnie pasujące do siebie elementy układanki” – bo w sytuacjach, kiedy tych elementów brakuje, każdą układankę można ułożyć na kilka różnych sposobów.

    A z kolei, jeśli idzie o interpetację starożytnych ksiąg, to chyba logiczne, że mając do wyboru dwie interpretacje, wybiera się tą, która nie stoi w sprzeczności z dowodami materialnymi, które zawsze są mocniejsze. Źródła pisane są zwykle przepisywane wiele razy, zwykle nie są to pierwsze edycje danego tekstu ale setne z kolei kopie, a wiadomo że władcy fałszowali genealogie i łączyli ją z mitologią, aby dodać sobie chwały i starożytności. Jeśli jakaś kronika twierdzi, że ród królewski rządził w tym mieście od 100 000 lat, a udokumentowane wykopaliskami i dostępne dla wszystkich dane archeologiczne wskazują, że miasto powstało 1000 lat temu i tylko imiona władców z ostatnich 50 pokoleń pojawiają się w źródłach sąsiednich krajów oraz na inskrypcjach z czasów ich panowania, a do tego – co gorsza – badania geologiczne wykażą że na tych terenach wcześniej była zatoka morska, a jeszcze wcześniej lodowiec – to każdy, racjonalnie myślący człowiek przyjmie jednak wersję o wieku miasta i dynastii liczącej 1000 lat. Zwyczajnie kamienie i wyniki laboratoryjne są wiarygodniejsze niż zapiski – mających wrodzoną skłonność do fantazji/kłamstwa ludzi. Co nie wyklucza, że źródła pisane, kroniki, materiały etnohistoryczne, święte księgi, freski i malowidła są kluczowym materiałem dla poznania historii – ale muszą być weryfikowane w oparciu o inne materiały.

    Z powodu tych wysokich standardów WERYFIKACJI, do niczego są informacje „pochodzące z wymiarów niefizycznych” – bo „wymiary niefizyczne” nie są w ogóle przedmiotem zainteresowania nauki. Celem nauki jest wyjaśnienie wszystkiego co się da, w świetle racjonalistycznego i materialistycznego paradygmatu. Nie neguje ona „innych wymiarów” bytu, tak jak nie neguje Boga, duszy i reinkarnacji ale to już zadanie dla filozofii, teologii, metafizyki. Jednak nie mają one ŻADNYCH narzędzi pozwalających produkować uzgadnialne między dwoma osobami wyniki, o czym niech świadczy fakt, że nie da się doświadczalnie rozstrzygnąć, czy jest Trójca Św., czy też Jezus jest podobny Ojcu ale nie jest tożsamy z Ojcem.

    Drugim ważnym elementem nauki – decydującym o naukowości jako takiej – jest system anonimowych recenzji, dopuszczających artykuł do druku. Widzę że unikasz odpowiedzi na podstawowe pytanie – po co naukowcy mieliby „ukrywać niewygodne fakty”? Żeby blokować własną karierę? Przecież jedyna szansa na sławę i karierę w tym środowisku to odkrywanie nowych faktów, a najlepiej takich, które obalają dotychczasowy stan wiedzy! Jeśli ktoś miał mistyczną wizję w której Bóg albo kosmici „powiedzieli mu jaka jest prawda” to CO Z TEGO? Nawet jeśli jest taka prawda, nic z nią nie da się zrobić, bo nie da się jej udokumentować, nie da się uzgodnić warunków eksperymentu ani go powtórzyć, tak żeby każdy mógł się przekonać o jego przebiegu.

  26. Czego chcecie od przezacnego Rzecznika Prawdy? Toż on prawdę najszczerszą wam objawia. W roku czciny, pod złym niebem, gdy słońce w miriadach protuberancji zabarwiło krwawo wschodni horyzont a archont Mnuuuuuuasjsoasji wychylił krwawy puchar na szczycie Aconcagua – zwanym wówczas Homihomi – cały kontynent Mu zatonął. Pech chciał, że morska toń pochłonęła jedyną w regionie restaurację McDonalda.

  27. Zaraz. Jak to „wszystkie rośliny przybyly z Polinezji”? Pochodzący z Ameryki wilec ziemniaczany też? Słodkowodne sitowie totora, również amerykańskie, też?

  28. Ależ ja nigdzie nie napisałem, że wszystkie rośliny przybyły z Polinezji.

  29. Po tej interesującej lekturze stwierdzam że jeszcze się tak nie uśmiałem z przekonań > rzecznika prawdy < ze tez takie bzdury ludzie czytają [bezkrytycznie]

  30. Podobnie jak kolega wyżej uśmialam sie z Was wszystkich. Jak to jest, że ludzie nie potrafią szanować swoich opinii. Może i kontrowersyjna Zakazana Archeologia jest zbiorem bajek ale założę się, że jest tam sporo prawdy jak i odwrotnie w ogólnie przyjętej wersji historii jest mnóstwo nagięć, kłamstw i bzdur.
    Tak czy inaczej ciekawa stronka panie Wojciechu.

  31. Teraz mamy nowy temat, właśnie nowa planeta w Układzie Słonecznym otrzymała nazwę Makemake, bóstwa z Wyspy Wielkanocnej. Co Wy na to? Jest to planeta karłowata, z tzw. plutoidów, czyli naleząca do tej samej grupy co Pluton. Nobilitacja dla Wyspy Wielkanocnej bardzo duża.
    LW

  32. DO CHLOPAKA KTORY TAK MOCNO POJECHAL AUTOROWI A W DODATKU CALKIEM GLUPIO–„jak długo ludzkość istnieje, wyspy te były oddzielone od siebie i od okolicznych kontynentów tak właśnie, jak to jest dzisiaj”
    ZGADNIJ Z CZEGO TO CYTAT??? I POMYSL LOGICZNIE CZY TWOJ WYWOD O JAKIMS MEGALADZIE W POLUDNIOWYM PACYFIKU MA SENS

  33. JAka zakazana archeologia, jest tylo archeologia. Nie jestem geologiem, ale jeśli od setek lat ludzie mówią o Atlantydzie, czy o krainie Mu, to musi być coś w tym prawdy.

  34. >>Nie jestem geologiem, ale jeśli od setek lat ludzie mówią o Atlantydzie, czy o krainie Mu, to musi być coś w tym prawdy.

    w przypadku MU to po prostu nieprawda. Ludzie nie mówią ani słowa o MU „od setek lat”, tylko od niecałych 150 lat, kiedy nazwę tę i samą ideę wymyślili Le Plongeon i Churchward.

    w przypadku Atlantydy wymyślił to jeden człowiek – Platon, choć pewnie inspirował się pamięcią dawnych wydarzeń, np. eksplozją wulkanu Thery-Santorynu (i zniszczeniem tamtejszej cywilizacji) czy zatopieniem miasta Helike w Grecji

    jak Wyspa Wielkanocna może byc pozostałością zaginionego kontynentu, skoro to wyspa oceaniczna – dawny wulkan który wyrósł prosto z morskiego dna

  35. @eptesicus

    „w przypadku Atlantydy wymyślił to jeden człowiek – Platon, choć pewnie inspirował się pamięcią dawnych wydarzeń, np. eksplozją wulkanu Thery-Santorynu (i zniszczeniem tamtejszej cywilizacji) czy zatopieniem miasta Helike w Grecji”

    Dokladnie, mit o Atlantydzie wyglada na zwykla kompilacje wydarzen juz historycznych w swiecie srodziemnomorskim. Zaglada cywilizacji minojskiej, ewentualnie upadek Myken podczas wedrowek ludow, najazdy ludow morza, wybuch wulkanu na Therze i zaglada tamtejszych miast, jak rowniez prawdopodobne tsunami. Dodalbym jescze to,ze Platon jako pilny student Sokratesa, mial obsesje na punkcie idealnego panstwa, ktore pozniej wprowadzil w zycie z marnym skutkiem (Sycylia, Syrakuzy).

  36. >>mial obsesje na punkcie idealnego panstwa

    dlatego Popper w „Społeczeństwie otwartym i jego wrogach” umieścił Platona wśród prekursora wszystkich, najbardziej przerażających totalitaryzmów, jakie święta matka ziemia nosiła. Nikt normalny nie chciałby żyć w państwie według pomysłu Platona. Brrr…

  37. […] Więcej o Rapa Nui i badaniach na wyspie w moim tekście sprzed prawie 4 lat: Rapa Nui: zagłada raju. […]

  38. […] Pierwszym sygnałem była zmiana datowania przybycia ludzi na Wyspę Wielkanocną (Rapa Nui) – najbardziej na wschód wysuniętą część Polinezji i najbardziej odległy ląd na naszej planecie. W 2006 r. antropolog Terry L. Hunt z hawajskiego Uniwersytetu Hawai’i-Manoa i archeolog Carl P. Lipo z Uniwersytetu Long Beach w Kalifornii przedstawili w „Science” zrewidowaną chronologię osiedlenia się ludzi na tej wyspie. Ich zdaniem nastąpiło to około 1200 roku, a nie 800, jak wówczas zakładano. Badacze wykazali, że wszystkie datowania radiowęglowe z wyspy, które dawały wcześniejszy wynik nie są z różnych powodów w pełni godne zaufania. Warto wspomnieć, że nie było to pierwsze przesunięcie datowania przybycia ludzi na Rapa Nui. Jeszcze w latach 90. XX w. podawano bowiem datę o kolejne 400 lat wcześniejszą i to ją spotkacie wciąż w wielu książkach (więcej na ten temat w tekście Rapa Nui: zagłada raju). […]

Dodaj komentarz