Ponad cztery tysiące średniowiecznych monet odkryto na Pomorzu
Skarb XI i XII-wiecznych srebrnych monet wart według wstępnych szacunków około 200-250 tys. zł znalazła w Boninie (okolice Koszalina) grupa kobiet.
– Jest to wyjątkowe odkrycie. Na Pomorzu nie znaleziono dotychczas takiej liczby monet w jednym miejscu. Naukowej wartości znaleziska nie da się przecenić – mówił na zwołanej w środę konferencji prasowej dyrektor Muzeum w Koszalinie Jerzy Kalicki.
Na monety panie natknęły się przypadkiem podczas sadzenia kwiatów. Zaraz pod powierzchnią ziemi natrafiły na gruz i dzbanuszek, w którym były monety.
Kobiety poinformowały o niespodziewanym znalezisku i na miejsce przybyli archeolodzy. Terenu pilnowała policja. Odkrycia dokonano 21 października, ale informację o nim trzymano w tajemnicy. Obecnie monety znajdują się w w koszalińskim muzeum.
Skarb boniński tworzy około 2000 denarów krzyżowych, 2300 siekańców, czyli pociętych monet, oraz kilkanaście arabskich dirhemów. Numizmaty o łącznej wadze 3,4 kg leżały w dwóch dzbanach owiniętych w płótno. Zdaniem badaczy w miejscu odkrycia nie było żadnej osady.
Na podstawie relacji Głosu Koszalińskiego i depeszy PAP opublikowanej przez gazeta.pl. Na stronie gazety znajdziecie dwa filmiki.
I w tym przypadku uczciwym znalazcom nagroda się należy.
Ja moge sie zglosic na „uczciwego znalazce” jak archeolog czy oficjalna grupa poszukiwawcza znajdzie cos ciekawego – dogadamy sie co do odzialu nagrody:)
Brutalne?
Ale pokazuje bezsens pewnych uregulowan.
Kwestia etyki zawodowej. Każdy system da się oszukać i zawsze można coś zachachmęcić.
Sadzisz, ze drogocenne znaleziska odnalezione przez „licencjonowanych” archeologow zawsze sa ujawniane?
Ja uwazam, ze sporo z nich trafia do prywatnych kolekcjonerow poniewaz znalazcy nie moga liczyc na zadne bonusy finansowe mimo duzej wartosci materialnej artefaktu.
Sadze, ze w najgorszej sytuacji, a jednoczesnie najbardziej narazeni na pokusy sa szeregowi pracownicy – bo oni nie moga liczyc na chwale zwiazana z odkryciem, publikacjami i awansem zawodowym czy zdobyciem prestizu.
A najbardziej w niebezpieczenstwie sa znaleziska ze zlota – jakos jednoczesnie najmniej ich w naszych muzeach.
Sadze, ze jasny system solidnego premiowania znalazcow takich skarbow przyczynilby sie do wiekszj ich „ujawnialnosci”.
A sądzisz, czy nie powinna zostać zachowana granica pomiędzy uczciwością a nieodpartą potrzebą odnajdywania skarbów i przeżywania przygody poszukiwań?
Czy premiowanie znalazcy w każdym wypadku, nie stanowi zagrożenia dla zabytków? Czy wyjmowanie go z ziemi, bez merytorycznego przygotowania nie niszczy tego zabytku oraz jego otoczenia?
Brak ujawnialności nie wynika z potrzeby nagradzania a z chęci przywłaszczania – nie mydlijmy nikomu oczu, ani sami siebie nie oszukujmy.
nagradzanie za chęć poszukiwania uczyni z tego poszukiwania rodzaj profesji, oznaczać to będzie, że będzie trzeba prowadzić badania archeologiczne podobnie jak w Bułgarii – aby zdążyć rozkopać stanowisko przed „solidnie premiowanym znalazcą”.
Nagradzana jest uczciwość nie znalezisko. Warto sobie to wbić do głowy.
„Nagradzana jest uczciwość nie znalezisko. Warto sobie to wbić do głowy.”
A ja nie uwazam tego za sluszne.
Powinno rowniez byc premowane odnalezienie znalezisk o wysokiej wartosci rynkowej.
archeolog oczywiście powinien być nagradzany – za wybitne osiągnięcia w ochronie zabytków oraz dorobek naukowy. obowiązek wynikający z zasad uprawianego zawodu nie jest podstawą nagradzania, za to sprzeniewierzenie normą zawodowym powinno być powodem kary.
Ty, archeolog, zawodowiec, czy nawet półzawodowiec różni się od przypadkowego znalazcy – świadomości tego co robi, celem w jakim te działania podejmuje.
Kara jest – kodeks karny.
Skutecznosc……?
Nie słyszałem o takich przypadkach. Słyszałem, że studentom zdarza się czasami coś podwędzić, że robotnikom zatrudnianym na wykopaliskach się zdarza, ale nie słyszałem by robili to archeolodzy. Może robią, ale ja nic o tym nie wiem.
Sądzę, że archeologowi może być trudno zbyć taki przedmiot, bo potencjalne ryzyko jest całkiem spore.
Jeśli chodzi o zaspokojenie samej chęci posiadania, to sprawa jest prosta – archeolog i tak przez długie miesiące, a nawet lata „obcuje” z pozyskanym cennym przedmiotem. Musi go naukowo opracować, a często także później ma do niego dość swobodny dostęp. Nie widzę potrzeby, żeby go kraść.
Jest jeszcze aspekt dobrze rozumianej próżności – kiedy znajdzie się coś fajnego, to koledzy po fachu troszkę zazdroszczą, a na pewno w jakimś stopniu podziwiają. Miło jest prezentować na prawdę fajne odkrycia na konferencjach. Gdyby to ukraść, trzeba byłoby się z tym kryć, nie można by się pochwalić i połowa zabawy jest z głowy. W końcu co to za radość ze znaleziska, skoro nie ma się komu pochwalić?
Inna sprawa to fakt, iż obecnie nie ma właściwie takiej możliwości by archeolog coś odkrył i nikt by o tym nie wiedział. W badaniach uczestniczy zwykle sporo ludzi: studenci, pracownicy techniczni, inni archeolodzy, robotnicy fizyczni, specjaliści z innych dziedzin wspomagający proces badawczy. Trudno ukryć coś przed tyloma parami oczu.
Dlatego myślę, że problem nieujawniania znalezisk jest marginalny.
Polki nie od dziś sławne są z umiejętności znalezienia kasy tam, gdzie na pierwszy rzut oka jej nie ma. To się nazywa „sztuka przetrwania” :DDD
Super, taki skarb w moich okolicach. :) Pomorze to często tak po macoszemu jest traktowane. Tylko Gdańsk, ewentualnie Szczecin a pośrodku pustka.. teraz mamy skarb. :D
[…] średniowiecznych monet ze skarbu z Bonina przeszło już pełną konserwację w Muzeum w Koszalinie (Zachodniopomorskie). Wśród odnowionych […]
Denar Sieciecha wśród monet ze skarbu w Boninie « Archeowieści said this on 18.04.2011 @ 21:36 |